Dziś będzie o nowości, która właśnie pojawia się na sklepowych półkach i może trochę namieszać w portfolio marki Johnnie Walker, a przynajmniej tak mi się wydaje. Nie jest to rewolucja, w końcu Johnnie Walker Black Ruby to whisky, która w moim odczuciu wypełnia jedynie pewną lukę w ofercie tej znanej szkockiej marki. Pytaniem otwartym jest jednak to, czy faktycznie tę lukę wypełni, a sama Black Ruby zostanie pozytywnie przyjęta przez nowe pokolenie konsumentów.
Jeśli masz chwilę czasu, możesz zobaczyć moją wideo-recenzję tej whisky.
Czym jest Johnnie Walker Black Ruby i dlaczego to ciekawe?
Johnnie Walker Black Ruby to zupełnie nowa interpretacja znanej dobrze od lat wersji Black Label, tyle że w słodszej, bardziej owocowej odsłonie. Za jej stworzenie odpowiada Master Blender dr Emma Walker, która od 2022 roku nadzoruje całe portfolio marki Johnnie Walker. To ona stała za kompozycją Johnnie Walker Blue Label Ice Chalet, to ona komponowała 52-letniego JW, którego miałem okazję próbować kilka dni temu, a jej ostatnim dziełem, które trafia na szeroki rynek, jest właśnie JW Black Ruby.
To, co od razu rzuca się w oczy, to zmiana wizerunkowa samej marki na nowocześniejszą i odchodzącą od klasycznego wyglądu Black Label. Spójrzcie na tę butelkę – czerń połączona z intensywną rubinową barwą tworzy efekt „dostępnego luksusu”. Mamy zdecydowanie bardziej żywe, ciekawsze kolory, które łatwiej przemówią do nowego pokolenia konsumentów.



Skąd ten ruch?
Podczas jednej z ostatnich rozmów usłyszałem od osób starszych ode mnie ledwie o dekadę, że ich dzieci mówią na nich „dziadersi”. Dla kogoś, kto whisky nie pija na co dzień, Johnnie Walker może właśnie kojarzyć się z taką „dziaderską whisky”. Stąd też, moim zdaniem, nie bez powodu taki twist i zmiana wizerunkowa. Marka wyraźnie chce dotrzeć do młodszego pokolenia, które:
- Preferuje słodsze, owocowe profile smakowe zamiast dymnych, ciężkich nut.
- Szuka alkoholi, które można pić solo, ale bez wstydu można je z czymś mieszać.
- Kupuje oczami.
Black Ruby to whisky, która dojrzewa w niespotykanych jak dotąd dla JW beczkach: Pedro Ximénez i Sherry Oloroso, po czerwonym winie i burbonie. To właśnie ta kombinacja ma odpowiadać za nadanie tej whisky słodszych i bardziej owocowych akcentów.
Ta różnorodność przekłada się na profil smakowy. Kiedy spróbowałem Black Ruby, od razu zauważyłem, że dymność i ziemistość charakterystyczna dla Johnnie Walkera wciąż w tej whisky występuje, ale jest mniej intensywna, ukryta. Whisky za to jest zdecydowanie słodsza niż klasyczny Black Label.
W nosie wyczułem sporo słodyczy pochodzącej z beczek po winie, dużo rozgotowanych, pestkowych owoców, słodkich rodzynek, suszonych fig (takich, które wrzucamy na chwilę do herbaty), plus nuty cytrusowe – skórki z cytryny.
Czy za Johnnie Walker Black Ruby warto zapłacić około 140 zł?
Nowy Johnnie Walker Black Ruby to odpowiedź na zmieniające się trendy i zupełnie nowe podejście do konsumenta, którego chce się zaprosić do świata whisky, podana w eleganckim wydaniu.
Problem, jaki mam z tą whisky, jest taki, że pomimo niemałej ceny (za blended whisky płacimy tu aż 140 zł), jest ona stosunkowo płaska w smaku. Ta owocowa słodycz szybko znika, pozostawiając nas z lekko pikantnym posmakiem imbiru i popiołu. W koktajlach da się to bez problemu ukryć, jednak pijąc ją solo, nie jest to już tak łatwe.
W zasadzie to tyle ode mnie. Co Wy myślicie o nowej Ruby? Czy droga whisky lana w koktajle zacznie się robić nowym standardem?